top of page

EKSPERYMENTALNY KONTAKT - Karol Białkowski

Terapia Gestalt jest, jak twierdzi Joseph Zinker, zintegrowaną wersją fenomenologii i behawioryzmu. Fenomenologia naszej orientacji psychoterapeutycznej polega na tym, że respektujemy doświadczenia wewnętrzne jednostki, zakładając, że rozwój klienta jest zakorzeniony w jego perspektywie, i że każdy ma w sobie mądrość, która doprowadzi do samoregulacji. Jednocześnie terapeuta Gestalt stopniowo modyfikuje konkretne zachowania klienta w trakcie procesu terapii. Równowaga pomiędzy fenomenologią klienta i relacji terapeutycznej a dyrektywną i wyraźną postawą psychoterapeuty jest celem i procesem poszukiwań wielu psychoterapeutów. Zwłaszcza na początku praktyki każdy z nas szuka sposobu z jednej strony na bycie tłem dla klienta, z drugiej – na wychodzenie z tła. Przedstawię tutaj własne doświadczenia w poszukiwaniu owej równowagi. Dla mnie w znacznej części był to proces poszukiwania wewnętrznej odwagi do proponowania eksperymentów oraz „wejścia” w eksperymentalną przestrzeń i pracę terapeutyczną klienta.

 

Ryzyko w eksperymentowaniu

Jedna z głównych idei gestaltowskiej pracy psychoterapeutycznej zakłada, że osoba reguluje samą siebie. To proces poszerzania świadomości samego siebie umożliwia większą integrację i decyzyjność, czyli branie odpowiedzialności za własne życie.

Fenomenologiczna idea podejścia Gestalt zachęca psychoterapeutę do pogłębiania oczywistości. W pracy z drugą osobą skupiamy uwagę na rzeczach „oczywistych”, a często ukrytych przed świadomością klienta. Chodzi o to, by poprzez wgląd, rozumiany jako emocjonalne i percepcyjne doświadczanie rzeczywistości, a także coraz pełniejsze doświadczanie siebie w aktualnej rzeczywistości, prowadzić klienta do odkrycia „oczywistego”. Tego rodzaju wgląd daje poczucie pełni poprzez zintegrowanie wewnętrznych, dualnych i przeciwstawnych sił, rozterek, konfliktów. Samoświadomość jest procesem pełniejszego doświadczania siebie i ma na celu pełne branie odpowiedzialności za swoje życie.

Wyjątkową formą takiego wglądu jest eksperymentowanie. Eksperyment Gestalt jako interwencja psychoterapeutyczna proponowana klientowi ma nieograniczone formy. Poszerzanie świadomości w eksperymentowaniu nie jest efektem interpretacji, lecz następuje poprzez odkrywanie i przeżywanie siebie w trakcie eksperymentalnej twórczej pracy: zabawy, odgrywania ról, psychodramy, wizualizacji itp.

W swojej pracy psychoterapeutycznej często korzystam z eksperymentalnych form pracy. Pamiętam, że na początku praktyki obawiałem się proponować klientom eksperyment. Wynikało to głównie z braku zaufania do siebie i klienta, brakowało mi też odwagi do improwizacji. Eksperymentowanie uważam za wyjątkową formę kontaktu i ważny element relacji psychoterapeutycznej, w który wpisane jest ryzykowanie. Osoba, której proponuję eksperyment ryzykuje, bo poprzez spontaniczne zaangażowanie się np. w odgrywanie swoich wewnętrznych części odkrywa się przede mną. W rozmowie jest bezpieczniej, przykładowo: gdy klientka rozmawia ze mną o jej „nieakceptowanych” aspektach Ja – mrocznej, „złej” stronie – chronią ją intelektualizowanie i interpretacja. Rozmawiamy o tym, jaka jest ta jej cześć, lecz jej nie widzimy, nie słyszymy, nie doświadczamy.

 

W eksperymencie klientka "wchodząc" w tłumioną część siebie, nazwaną wiedźmą pokazuje mi ją w całej okazałości: zmienia się jej sposób mówienia, głos, mimika, sposób poruszania – jest w całości tą częścią siebie. Angażując się w rolę, klientka odkrywa przed sobą i przede mną związane z wiedźmą emocje, pragnienia, potrzeby i siłę, cechy charakteru często nieakceptowane społecznie. To, czego doświadczam i co obserwuję wpływa na moje postrzeganie klientki i w sposób pośredni zmienia naszą relację. Spontaniczna otwartość podczas eksperymentu sprawia, że klientka „uczy się siebie” i – ufając mi – pokazuje SIEBIE, także swoje mroczne, trudne, wulgarne, delikatne, cierpiące, frywolne, dzikie i inne oblicza. Ja zaś przyjmuję i akceptuję te jej aspekty, przyjmuję ją w całości. Dzięki temu, klientka może sama pełniej zaakceptować i zintegrować swoje Ja.

Sytuacja ryzykowania podczas eksperymentu dotyczy również samego psychoterapeuty – podobnie jak klient ryzykuję, gdy chcę zaangażować się w doświadczanie siebie w kontakcie z danym aspektem klienta. Będąc w kontakcie z bieżącym doświadczeniem również się odkrywam, nie wiedząc jak i jaką część siebie pokażę. Czasem wystawię się na ocenę, innym razem wzruszę i zawstydzę, ośmieszę, zezłoszczę lub wypadnę z roli „eksperta”.

 

Pamiętam, jak podczas jednego z treningów prowadząca, zapraszając do eksperymentu jedną z uczestniczek, powiedziała: proponuję, byś skontaktowała się z tą częścią siebie i robiła to, co czujesz, a ja będę robić coś podobnego, też skontaktuję się z tym swoim obszarem… by było tobie, raźniej, łatwiej. Zafascynowało mnie to. Takie proste. Ale jak mam zachęcać klientów do eksperymentowania/ryzykowania, gdy sam tego nie robię? Jak zachęcać do spontaniczności, samemu będąc w ramach?

W dalszej części artykułu przytoczę przykłady z mojej praktyki świadczące o tym, jak moja spontaniczność w roli terapeuty zaowocowała wglądem u klientów. Wcześniej jednak zaryzykuję i napiszę dwa słowa o niezbyt udanej spontanicznej interwencji z mojej strony.

Zaprosiłem klienta do eksperymentu i spotkania z jego mrocznym i złym Ja. Ponieważ lubi intelektualizować, zachęciłem go do głębszego poczucia siebie i zaproponowałem, by przyjął postawę i ruchy złego-mrocznego. Sekwencja, która się wydarzyła prezentuje się następująco: proponuję, by powiedział, jaka jest i co myśli, robi, chce robić TA jego część. By mu pomóc, proponuję: ja też poszukam tego mrocznego obszaru we mnie – i dodaję bez namysłu: to, co mi przychodzi teraz to, że gdy jestem w tej części siebie czasami oglądam się za młodymi laskami i myślę o seksie z nimi… A on na to: a ja zadręczam się i straszę siebie, że nic mi nie wyjdzie i będzie beznadziejnie… 

 

Widząc, jak nieprzystające są te dwa komunikaty myślę gorączkowo: Ups, ale się wygłupiłem… Oczywiście zawstydziłem się wtedy. Wstydzę się i teraz, gdy o tym piszę, bo wiem, że ktoś to przeczyta. Cóż, jest to część mnie, mnie osobiście i mnie terapeuty. Czy moje „odkrycie się” pomogło klientowi? Nie wiem. Tak, mogłem to zbadać, porozmawiać z nim o tym, ale za bardzo się wstydziłem „wpadki”.

Sytuacje podobne do przytoczonej powyżej będą się zdarzać pewnie jeszcze nieraz, pomimo to uważam, że warto ryzykować. By do tego zachęcić, opowiem o przykładach, gdy spontaniczność psychoterapeuty okazała się adekwatna i rozwojowa. Przytaczam te fragmenty sesji, w których poddałem się energii i zaufałem sobie i improwizacji, intuicji –proponując klientce coś, co poczułem i co uznałem za ważne w tu i teraz. Przedstawiam przebieg eksperymentów dwóch klientek pod zmienionymi imionami i za ich zgodą.

 

Poddając się psocie

Nina – kobieta przed trzydziestką, jest w terapii ponad pół roku, znamy się, ufa mnie i eksperymentom, które proponuję. Przez ostatnie miesiące pracowaliśmy na rzecz jej teraźniejszości. Nina miała dużą potrzebę „nadrabiania” życia, bo żyła kilka lat w ograniczającym związku. Dlatego po rozstaniu, które nastąpiło trzy lata temu, zaczęła robić to, czego nie robiła wcześniej: udziela się po pracy w różnych projektach, realizuje towarzysko, szkoli. Jej aktywność jest jednak okupiona zmęczeniem. Ostatnie sesje ujawniają głęboką potrzebę zwolnienia tempa życia, odpoczynku i sprawiania sobie przyjemności. Na początku terapii sporo pracowaliśmy z Niną nad jej poczuciem wartości, jej wyobrażeniami dotyczącymi osób, które są dla niej autorytetami, osobami, które według niej odniosły sukces. W tym obszarze mało było jej świadomych celów – Nina więcej mówiła o tym, co powinna już mieć i gdzie być jako kobieta przed trzydziestką. Klientka miała też duże kompleksy w stosunku do kobiet, które uznawała na autorytety. Mimo iż realnie dużo w życiu osiągnęła, była wobec siebie bardzo wymagająca i krytyczna. Kilka ostatnich sesji dotyczących „zwalniania” nastroiło ją do refleksji nad codziennością.

– Nie wiem, gdzie jestem i dokąd chcę iść – mówi klientka.

Proponuję, by w przestrzeni gabinetu znalazła swoje aktualne miejsce. Nina staje pod ścianą, opiera się o nią, wygląda na zmęczoną. Pytam, jak się tam czuje.

– Hmm… no, nie wiem, co dalej, do tej pory robiłam tyle rzeczy. Chyba potrzebuję kopa, by znowu działać!

– Kopa? – pytam zdziwiony.

– Może bardziej, jak kiedyś, „bacika”, by wziąć się do roboty… – zastanawia się.

Aha. Wiesz co? Akurat mam tutaj w szufladzie taki bacik. Zobaczymy jak będzie? – idę za impulsem i z szuflady wyciągam smycz z kluczami, zdejmuję klucze i daję jej tasiemkę. Nina bierze „bacik” i zaczyna się nim bawić, machać i lekko bić po udach, plecach.

– Widzę, że się bijesz. Jak się czujesz, gdy tak się „motywujesz”?

– No, znam to. Ale jestem zmęczona tym – wzdycha.

O tak, wiele już zrobiłaś, pamiętam jak „nadrabiałaś”. Teraz, gdy patrzę na ciebie, myślę, że to nie jest motywowanie, a takie tresowanie siebie ten „bacik”.

– O tak! Trafnie to ująłeś – stwierdza podekscytowana.

Zrobiło mi się smutno, znam jej duże wymagania wobec siebie, jest w tym temacie taka poważna. Gdy na nią patrzę, odczuwam nagle ochotę na zabawę, psotę. Sięgam po ozdobny brązowy flakon z regału. Mam pomysł, by podroczyć się z nią, potargować, by zamieniła się ze mną – „bacik” za wazon. Nie wiem, dlaczego to robię. Może chcę sprawdzić, uświadomić jej, jak ważne jest dla niej „trenowanie siebie”? Może chcę sprytnie pozbawić jej „narzędzia tresury”? Nie wiem. Ryzykuję.

– Zobacz, co mam. Chcesz się zamienić? – pokazuję wazon.

– Hmm… ale jak? – mówi zaciekawiona i przygląda się wazonowi i „bacikowi”.

– Taka jest moja propozycja, zamiana: „bacik” za wazon. Co ty na to? – Nina waha się chwilę i wyciąga rękę z „bacikiem”. Zamieniamy się. Nina bierze wazon delikatnie, z czułością, przytula go do siebie, pojawiają się łzy w jej oczach. Ja też jestem poruszony, widząc, jak to, co się dziej teraz jest dla niej ważne.

– Ale co to jest? – dopytuje.

– To jest puchar, Nina, nagroda dla ciebie – odpowiadam spontanicznie.

– Aha, no tak – Nina zaczyna płakać, jest wzruszona.

Jestem poruszony i dumny z niej. Pojawia się we mnie pewność, że należy się jej ten puchar. Ba, nawet cała szafka pucharów i złotych medali! Czuję to całym sobą, chcę jej powiedzieć, że zasługuje na wiele nagród! Chcę, by to ode mnie usłyszała teraz.

– O tak, Nina! Zasługujesz na puchar, wiele pucharów i same złote medale!

Nina śmieje się przez łzy, śmieję się i ja (też ze łzami wzruszenia w oczach). Przez chwilę kontaktuję się ze sobą, dotykam swoich obszarów „doceniania siebie”, nagradzania. Jakie to jest ważne, doceniać swoje osiągnięcia. Wracam do relacji z Niną, patrzę, jak cieszy się wzruszona z nagrody. Chcę z nią celebrować!

– Myślę, że masz prawo w końcu się nagrodzić, trening już skończony. Teraz radość z pierwszego miejsca! Celebrujmy twoje sukcesy i zwycięstwa, Nina! – mówię jej z uśmiechem i poruszony.

– O tak! Dosyć już biczowania! – ogłasza z radością Nina.

Przez chwilę po prostu śmiejmy się, jesteśmy tu i teraz. Potem rozmawiamy o tym, jak ona się czuje przyjmując nagrodę. Opowiadam jej o moich uczuciach podczas eksperymentu. Jesteśmy blisko w tej chwili radości ze zwycięstw i nagradzania się. Nina opowiada mi o swoich sukcesach, stwierdza, że zapomniała o tym, by doceniać to, co zrobiła dla siebie.

Dlaczego przytoczyłem to spotkanie z Niną? Bo jest w nim element spontaniczności. Usłyszałem „bacik” i pomyślałem, że mogę jej umożliwić doświadczenie tego, że „znowu ma bacik”. Nie wiedziałem, co się wydarzy. Potem, zaufałem swojej intuicji i wymyślałem zamianę, nie wiedząc, co się zdarzy. Finalnie fenomen naszej zabawy okazał się bardzo wymowny i wzruszający. Teraz, wracając do tamtych emocji, myślę, że i ja skorzystałem z tego eksperymentu. Przez chwilę również dotknąłem tego samego wewnętrznego obszaru, co Nina – potrzeby nagrody, docenienia swojej sprawczości i tego, co jest w moim tu i teraz. To jest to, co biorę od klientów – możliwość doświadczania, które wzbogaca mnie i rozwija.

 

Tak, tak! Nie, nie!

Wielokrotnie mam wątpliwości, jak wprowadzać w życie ideę Josepha Zinkera. Jak integrować fenomenologię i behawioryzm, szukając równowagi pomiędzy: „co i jak jest tu i teraz” a „jak powinien przebiegać eksperyment”. Przykładem tego jest praca na dwóch krzesłach, gdy klient pracuje nad relacją z ważną osobą, aspektem siebie czy nad dwoma biegunami. Struktura tego typu eksperymentu jest wyraźna, czasami jednak fenomen teraźniejszości jest intrygujący i pociągający. Zdarzyło się tak podczas sesji z Moniką, z którą pracowałem już kilka miesięcy.

Monika stwierdza, że gdy się stresuje, odczuwa sztywność karku, a w skrajnych sytuacjach nawet kręcz szyi.

– Mówisz mi o kręczu w szyi – zauważam.

– No tak… – odpowiada Monika.

– Jak jest teraz, jak czujesz swoją szyję? – dopytuję.

– Jestem lekko spięta, cały czas mam takie poczucie napięcia w szyi – wzrusza ramionami.

– Jak tego doświadczasz teraz?

– Tu mam napięte – mówi, wskazując na kark.

– Zastanawiam się, czy chcesz się przyjrzeć temu, co jest z twoją szyją?

– Tak, chcę.

– A więc odczuwasz napięcie, napinasz szyję …

– Tak, mam napiętą szyję, z napięcia – przytakuje.

– To ty napinasz szyję. Zastanawiam się, co możesz zrobić by rozluźnić ją… – rozmyślam na głos.

– Rozmasować, ale sama, bo jak ktoś chce mnie rozmasować, to często robi to za mocno i boli. Ogólnie to ja nie lubię, jak mnie ktoś masuje.

– Rozumiem – skupiam się przez moment na swojej szyi i by ją lepiej poczuć zaczynam kręcić głową dookoła. Pojawia mi się refleksja:
Wiesz co, Monika, pomyślałem sobie, że można też poruszać głową tak, by rozluźnić szyję.

– Hmm, no tak…

– Na przykład tak! – kręcę głową w lewo i prawo, jak wtedy, gdy się mówi „nie”.

– O nie! To nie jest dla mnie łatwy ruch – mówi poruszona.

Rozumiem. Chcesz spróbować? Kręćmy tak razem! – proponuję. Monika kręci głową bardzo delikatnie, mam wrażenie, jakby robiła to pierwszy raz.

– Jak to jest dla ciebie tak kręcić głową? Co czujesz? – jestem ciekaw.

– Ja chyba nigdy nie robiłam tego w dzieciństwie… – odpowiada zaskoczona.

Uświadamiasz sobie, że nie robiłaś tego, nie kręciłaś głową na „nie”. A jak jest to robić teraz?

– Dziwnie. Raczej bliższy jest mi na ruch głową na „tak” niż na „nie” – Monika kreci głową i za chwilę kiwa, przytakuje.

– Aha. Spróbujmy teraz ruchu głową na „tak”! – Monika kiwa głową, a ja z nią.

– To znam, to jest wygodne, chociaż chyba czasami za bardzo się zgadzam, a potem się stresuję. Koleżanka słucha głośnej muzyki i mi to przeszkadza, ona pyta czy nie za głośno, a ja: nie, nie za głośno! A potem w środku mi się gotuje i żałuję, że nie powiedziałam prawdy.

– Wróćmy do ciała, Monika. Możesz wzmocnić, wyolbrzymić ten ruch głową na „tak”? Monika kiwa głową i w końcu, pochyla się w fotelu ze spuszczoną głową.

– Aha, to jest twoje maksymalne „tak”, „tak” na wszystko – komentuję.

– Tak – Monika kiwa głową i nie patrzy na mnie.

– Co czujesz, gdy jesteś w takiej pozycji?

– Jest mi smutno trochę – patrzy na mnie poruszona, przygarbiona w swoim przytakiwaniu.

– Jesteś smutna. Jesteś smutna, gdy przytakujesz? Widzę cię mocno pochyloną, przygarbioną…

– No tak, gdy na wszystko się zgadzam jestem smutna i zgarbiona – Monika prostuje się. Kręci głową na wszystkie strony.

– A jak odczuwasz teraz swoją szyję?

– Jakby trochę luźniej – delikatnie się uśmiecha.

– Zastanawiam się, czy chcesz w eksperymencie przyjrzeć się tym dwóm aspektom siebie? Mam na myśli pobyć jako „Tak” i jako „Nie” – proponuję.

– Tak, chcę.

– Jak to sobie wyobrażasz? Gdzie chcesz być jako „Tak”, a gdzie jako „Nie”? – pracowaliśmy już na dwóch biegunach, Monika wie, na czym to polega.

– Tutaj na fotelu, będę jako „Tak”. A tam, na kanapie będę jako „Nie” – ogłasza.

– Przypominam, że w każdym momencie możesz przerwać, zrobić stop-klatkę, albo całkiem się wycofać, okay?

– Okay – Monika siada na fotelu.

– Poczuj się jako „Tak”. Jak się czujesz, co czujesz do „Nie”, czy chcesz mu coś powiedzieć? – wprowadzam ją do eksperymentu.

  • (Jako „Tak”) czuję się silna, silniejsza od „Nie”. Ono jest malutkie i słabiutkie, a ja ważna, bo ze mnie jest więcej korzyści, nie stwarzam problemów jak ono – po chwili Monika zmienia miejsce.

  • (Jako „Nie”) czuję się mniejsza, mniej ważna, chociaż wiem, że mogę być przydatna, by się bronić, gdy ktoś chce mnie wykorzystać – stwierdza cicho i bez przekonania.

– Czy chcesz się jakoś pokazać jako „Nie”, tak by ”Tak”, zobaczyło że jesteś? – odwołuję się do jej „Nie”.

– Mogłabym krzyknąć: nie! Ale tego nie zrobię, bo jestem u ciebie w gabinecie i wokoło są mieszkania; mogłabym tupać, ale pod spodem jest mieszkanie – stwierdza wycofując się.

– Wiesz co, na dole jest biuro i pewnie nikogo już tam nie ma – uśmiecham się.

– Masz mnie! Hehe – Monika śmieje się, bo oboje wiemy, że czasami sprytnie unika otwarcia się podczas eksperymentu.

– Spokojnie, tu nie chodzi o to, że masz zrobić coś dla mnie, sprawdź co jest w tobie, jak możesz zaznaczyć swoje istnienie jako „Nie”, by było to dla ciebie bezpieczne tutaj – przypominam jej, że to ma być doświadczenie dla niej.

– Mogę wstać – stwierdza.

– Super! – Monika wstaje i patrzy na miejsce „Tak”.

– Już czuję się pewniej – uśmiecha się.

– Jak możesz mu powiedzieć o sobie?

– No, że jestem „Nie”!

– A prościej?

– Nie!

– Przyszło mi coś do głowy. Będę przez chwilkę twoim „Tak” – staję za fotelem. Zdecydowałem się na to, bo poczułem, że może to udramatyzować spotkanie dualności, pozwoli Monice być pełniej jako „Nie”, poczuć jego energię.

– Tak! – mówię głośno jako „Tak”, stojąc za fotelem, na którym Monika umieściła ten wewnętrzny biegun siebie.

– Nie! – odpowiada Monika z większą energią.

– Tak!!!

– Nie!!! Nie, nie!

– Tak!!! Tak. Tak!!! – odpowiadam podekscytowany, rozbawiony, czuję, że dzieje się tutaj coś wesołego i ważnego.

– Nie!!! Nie, nie! – Monika głośno i zaangażowaniem mimiki odpowiada mi rozbawiona.

– Tak, t a k, taaaak! – odpowiadam tym samym.

– Nie!!! N i e, nieeee! – wybuchamy śmiechem.

– Jak się czujesz, „Nie”? – pytam po chwili

– Poczułam, że mam moc i chcę o siebie zawalczyć i nie poddam się – Monika jako „Nie” siada na kanapie.

– Powiesz to do „Tak”? – wracam na swoje miejsce.

– Też jestem ważna i nie będę już się usuwać – stanowczo stwierdza Monika, patrząc na „Tak”.

– Chcesz odpowiedzieć jako „Tak”? Przesiądź się – zapraszam do dialogu, wyczuwam, że „Nie” ma już poczucie swojej ważności i siły. Monika przesiada się, jest już swoim „Tak”.

– (Monika jako „Tak”) Już widzę cię. Widzę „Nie” lepiej, ale jakoś nie wierzę. No to pokaż mi, zrób coś! – Monika jako „Tak” zachęca „Nie” do wyrażania siebie.

– Odpowiesz z „Nie”? – podkręcam akcję. Monika przesiada się z jednego miejsca na drugie, dialoguje:

– (Jako „Nie”) zobaczysz. Już nie będę siedzieć cicho i zawalczę o swoje! Też jestem potrzebna.

– (Jako „Tak”) no poczekam, co pokażesz, ale nie mam nic do powiedzenia – obojętnie, ale z respektem.

– Jak jest teraz? – pytam Monikę.

– Tutaj już chyba tyle – stwierdza Monika siedząc na miejscu „Nie”, ale widać, że decyzja w niej zapadła.

– Rozumiem. Jak chcesz zakończyć ten eksperyment spotkania twoich obszarów „Nie” i „Tak”? Sprawdź, czy jest coś jeszcze do powiedzenia, zrobienia, z którymś z aspektów – upewniam się, że cykl eksperymentu się domyka.

– Tam chcę usiąść – siada na miejscu „Nie”

Dobrze mi tu i wiem, że mogę o siebie zadbać, też jestem potrzebna. Tak chcę zakończyć – stwierdza.

– Czyli jak kończysz eksperyment? – czekam na ruch, działanie, które zakończy eksperyment.

– Zostaję ze swoim „Nie”, ale wyganiam „Tak” z mojego fotela i siadam do siebie.

– Aha! Super! – siadamy naprzeciw siebie (w sowich fotelach).

– Już tak łatwo nie oddam mojego „Nie” – uśmiecha się zawadiacko.

– Cieszę się. Przyszła mi myśl w trakcie eksperymentu – dlatego podegrałem twoje „Tak” – pomyślałem, że te dwa słowa moją podobną funkcję – to znaczy, mówiąc „tak” lub „nie” można zaznaczać swoją obecność, zdanie, granice. Przez „tak” i „nie” określamy siebie. Ciekawe jest też to, że nasze „tak” i „nie” w eksperymencie, było jak zabawa, przedrzeźnianie się. Małe dzieci czasami się tak bawią w minki i przekomarzanie się, to taka zabawa! Dociera to do mnie w pełni teraz.

– Nigdy o tym tak nie myślałam. Często zamiast powiedzieć nie, nie podoba mi się to! wolałam się wycofać, a potem byłam zła na siebie, bałam się, że jak się postawię, to tylko będą kłopoty i komuś będzie przykro.

– Rozumiem. Jak się masz teraz?

– Widzę, poczułam, że poprzez „Nie” też mogę dbać o siebie, à propos pozwalania na bycie wykorzystywaną, o czym mówiłam ostatnio – podkreśla.

– Dokładnie – „Nie” określa nasze granice. Porozmawiajmy o tym, jak to, czego dzisiaj doświadczyłaś ma się do twojej teraźniejszości, codziennych relacji.

Przytoczyłem powyższą sesję jako przykład wyraźnego „wejścia” w eksperyment klientki. Zdecydowałem się na odegranie jednego z biegunów Moniki, by zwiększyć dynamikę procesu, a także trochę z ciekawości, jak to wpłynie na jej poczucie się w „Nie”. W tej interwencji spontaniczność wynikała z założenia, że może to okazać się przydatne dla klientki – uważałem, że pozwoli to klientce na mocniejsze wyrażanie siebie poprzez zaprzeczanie. W trakcie dialogu pomiędzy „Tak” i „Nie” pojawił element zabawy. Myślę, że doświadczenie takiego bezpiecznego i radosnego klimatu wyrażania siebie poprzez zaprzeczanie pomogło Monice zaakceptować „Nie” jako równoprawny sposób komunikacji/bycia, „odczarowując” stygmatyzowane „Nie”, przeżywane dotąd jak coś złego. Dzięki temu, co się wydarzyło, Monika uznała własne prawo do dbania o swoje granice.

 

Podsumowanie

Eksperymentowanie jest specyficzną formą kontaktu, jednocześnie „nadaktywność” psychoterapeuty może świadczyć o trudności w relacji i być unikaniem kontaktu. Dlatego zanim zaproponuję tego typu zaangażowanie, z uważnością sprawdzam, co sądzi o mojej propozycji osoba, z którą pracuję. Upewniam się, że moja chęć do eksperymentowania i zaangażowania nie pochodzi tylko z mojego pola (dzieje się tak wówczas, gdy relacja z klientem jest dla mnie trudna i wymagająca). Zadaję sobie wówczas pomocnicze pytania sondujące: Czy moje wkroczenie w eksperyment może być korzystne dla klienta? Czy pomogę mu w ten sposób? Co jest dla mnie teraz trudne w byciu z klientem, że chcę zaangażować go w działanie?

Uważność na klienta i badanie własnej potrzeby „akcji” jest ważne. Jednocześnie są momenty w pracy psychoterapeuty, gdy sięgamy poza racjonalność, kiedy korzystamy z dostępnej podczas sesji energii. To są chwile, gdy ufamy swojej intuicji. Właśnie takimi przykładami sesji się podzieliłem.

W swojej pracy cenię sobie możliwość bycia autentycznym. Mogę tego doświadczać poprzez eksperymentowanie i improwizację. Trafione i chybione interwencje umacniają mnie w przekonaniu, że styl prowadzenia psychoterapii jest procesem, za który biorę odpowiedzialność. Inspirując się pracą innych, klientem i sobą ryzykuję/eksperymentuję – tworzę swój Gestalt.

 

Bibliografia

J. Zinker, Proces twórczy w terapii Gestalt, Jacek Santorski & Co, Warszawa 1991

bottom of page